Praca europosła widziana z Brukseli
Dobry Tygodnik Sądecki, 19.07.2014
Maria Głowacz-de Chevilly: – 25 maja – po raz trzeci – wybraliśmy przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Delegacja 51 posłów z Polski będzie reprezentować polskie interesy w Unii Europejskiej. Od ich pracy będzie zależeć pozycja Polski w UE w najbliższych latach. Uważam, że wybory do Parlamentu Europejskiego i wyłoniona w ten sposób reprezentacja mają istotny wpływ na znaczenie Polski na arenie europejskiej i międzynarodowej. Wbrew obiegowym opiniom Parlament Europejski będący instytucją, której skład wybierany jest w bezpośrednich oraz powszechnych wyborach we wszystkich 28 państwach członkowskich – jest istotnym elementem budowania porządku prawnego UE, czyli również Polski. To właśnie w Brukseli powstaje 60% praw dotyczących mieszkańców UE. Można być eurooptymistą bądź eurosceptykiem, ale bez względu na personalny stosunek do Unii Europejskiej w Parlamencie powinny zasiadać osoby posiadający wiedzę, doświadczenie oraz znajomość języków obcych, które w autentyczny i konstruktywny sposób przejawiają pomysły oraz inicjatywę, aby polepszyć życie mieszkańców Polski i Europy.
Aktywny udział w wyborach ma duże znaczenie, gdyż pozycja Polski w tej demokratycznie wybranej instytucji jest znacząca. Spośród 28 państw członkowskich jesteśmy 6. największym państwem UE, co przekłada się właśnie na liczbę 51 posłów. Gdyby miejsca posłów były przyznawane ze względu na wielkość unijnych gospodarek, tak jak ma to miejsce w świecie biznesu, to Polska byłaby III-ligowym graczem, z liczba posłów równą 20. Jednak na szczęście dla Polski projekt europejski bazuje na idei równości reprezentacji, z czego w znacznej mierze korzystamy.
Parlament Europejski liczy 751 posłów, którzy zasiadają nie we frakcjach krajowych, a w europejskich grupach politycznych. W największej dotychczas grupie politycznej EPP (chadecy) obecni są posłowie PO i PSL (obecnie 23 polskich posłów na 220 w całej grupie), w drugiej co do wielkości grupie politycznej S&D (socjaliści) zasiada SLD (obecnie 5 na 191); w ALDE (liberałowie), gdzie kiedyś zasiadała Unia Wolności, aktualnie nie ma Polaków. W ECR (konserwatyści) zasiada, (obecnie 19 na 70); w Greens-EFA (zieloni) i w GUE/NGL (komuniści) nigdy nie było Polaków; w EFD (eurosceptycy) obecnie nie ma polskich członków. Partiom skrajnie eurosceptycznym nie udało się porozumieć i doszło do sytuacji, w której Francuski Front Narodowy Marine Le Pen i sympatyzujący z nimi polski Kongres Nowej Prawicy nie mają własnej frakcji i pozostają niezrzeszeni.
Siła polskiej reprezentacji w poszczególnych grupach politycznych jest mierzona stopniem wpływu na daną grupę i jej ostatecznymi stanowiskami w poszczególnych głosowaniach. Oczywiście większym wyzwaniem jest umiejętne wpływanie na duże grupy niż na mniejsze, gdzie łatwo zdobyć większość. Jednakże, o ile grupa polityczna decyduje o stanowisku podczas głosowań, to główna praca merytoryczna odbywa się w komisjach parlamentarnych.
W parlamencie są 22 komisje, które zajmują się np.: polityką zagraniczną, transportem, handlem, budżetem itp. Część z nich współtworzy prawo, część natomiast ma charakter wyłącznie doradczy. Każdy eurodeputowany zasiada w przynajmniej jednej komisji, jako członek stały i w jednej jako zastępca. Jeśli dany poseł chce przekonać całą komisję do swoich rozwiązań, to musi emanować zarówno wiedzą, jak i charyzmą. Nierzadko jeden – mający dogłębną wiedzę – poseł potrafi zastąpić trzech, którzy tam trafili przypadkowo lub bez przygotowania. Starcia w debatach wygrywają specjaliści, inni stanowią jedynie tło. Dlatego tak ważne jest, ażeby delegacja polskich posłów w Brukseli i Strasburgu składała się z osób z wiedzą i doświadczeniem w danej dziedzinie. Tylko eksperci potrafią skutecznie przekonać do swoich racji i tylko takich wyborcy powinni wysyłać do Parlamentu Europejskiego.
Tutaj należy jednak zwrócić uwagę na kolejne konieczne cechy posłów: umiejętność poszukiwania konsensusu i zdolność do kompromisu. Wbrew pozorom podejmowanie decyzji w Europarlamencie nie polega tylko na głośnym i siłowym wyrażaniu woli w głosowaniach – to jest ostateczność. W praktyce grupy polityczne prowadzą debaty, w których dąży się do osiągniecia wspólnego stanowiska w drodze konsensusu. Jeśli to nie będzie możliwe, to następuje kolejny etap, czyli poszukiwanie kompromisu, gdzie każdy z czegoś powinien zrezygnować na rzecz końcowego rozwiązania. Dopiero na końcu stosuje się głosowanie większościowe, które w przypadku osiągnięcia porozumienia jest tylko formalnością. To nie są skodyfikowane zasady, ale tak właśnie przebiegają prace nad poszczególnymi aktami. Wniosek, jaki z tego płynie, jasno wskazuje, że w takich warunkach premiowane są osoby, które oprócz posiadania szczegółowej wiedzy eksperckiej na dany temat, posiadają również zdolności interpersonalne, pozwalające jednocześnie słuchać i przekonywać oponentów. Liczy się przecież skuteczność wyrażania swojej woli, zaś osoby niezdolne do jakichkolwiek negocjacji (czytaj: zrozumienia innych racji) bardzo szybko są izolowane.
Od posłów bowiem należy oczekiwać zdolności nie tylko do definiowania celów na poziomie krajowym, („Chciałbym aby na moim Mazowszu….”), ale do umiejętności ich zamiany na cele i prawodawstwo europejskie („Po rozmowach z mieszkańcami Mazowsza jestem przekonany, że dla Europy najlepsze…..”). Nie chodzi bowiem o to, aby przekonywać przekonanych – a o to, aby przekonać niezdecydowanych i zneutralizować/zminimalizować stanowisko tych, którzy z różnych powodów są akurat przeciwni danej inicjatywie. Parlament Europejski to typowe miejsce do realizowania tzw. „miękkiej siły” („soft power”) i walki na argumenty.
Odnośnie działań na rzecz Polski posłowie powinni kierować się prostą maksymą: „O Polsce za granicą mówi się dobrze albo wcale”. Bywały przypadki, gdy forum w Parlamencie było wykorzystywane do podnoszenia zupełnie niezrozumiałych dla europejskiego otoczenia spraw krajowych. Z doświadczenia wiem, że jedyni posłowie nie-Polacy, którzy zawsze interesowali się takimi wystąpieniami, robili to po to, ażeby później, przy zupełnie innej okazji uderzyć w interes Polski.
Posłowie i ich aktywność w Brukseli są żywą wizytówką Polski i każdego regionu. Zaprzeczeniem takich osób są często ci, którzy większość czasu spędzają i brylują w Polsce w krajowych mediach, zaniedbując jednocześnie obowiązki posła do europarlamentu. Z doświadczenia można zauważyć, że im więcej tych osób w polskich mediach, tym mniejsze jest ich znaczenie na forach instytucji europejskich. Oczywiście pomijam tutaj sporadyczne wizyty w Polsce konieczne do spotkań z wyborcami.
Kolejne niezbędne cechy to kultura osobista. Nie mam tu na myśli podstawowych i oczywistych zasad savoir-vivre’u. W przeciwieństwie do dyskursu w Polsce, w Brukseli można się z kogoś poglądami nie zgadzać, ale nie powinno to oznaczać braku szacunku dla oponenta. Również o tym warto pamiętać, stawiając krzyżyk na karcie do głosowania.
Teraz, gdy jesteśmy już po wyborach, zachęcam do odwiedzania krajowych biur poselskich nowo wybranych posłów – każdego miesiąca mają oni wyznaczone specjalne dni, podczas których powinni spotykać się z wyborcami. Jest to o tyle ważne, że bez naturalnej kontroli ze strony wyborców, nie można mówić o czystej i pełnej demokracji tylko o festiwalu reklamówek i plakatów co pięć lat.
Polska, będąca znaczącą siłą w Europie potrzebuje godnej i silnej reprezentacji w Parlamencie Europejskim, jedynej instytucji europejskiej wybieranej bezpośrednio. Teraz, gdy wybraliśmy już naszą reprezentację, upewnijmy się, że nasi przedstawiciele właściwie wypełniają swój mandat, umieją słuchać swoich wyborców i należycie informują nas o podejmowanych na forum europejskim działaniach.
Pani Maria Głowacz-de Chevilly jest urzędniczką w Komisji Europejskiej. Pracuje tam od 2003, kiedy to otrzymała pierwszy kontrakt tzw. przedakcesyjny w Dyrekcji odpowiedzialnej za politykę regionalną. Następnie pracowała w Dyrekcji do spraw Konkurencji. Obecnie w Radzie Pracowniczej KE sprawuje funkcję wiceprzewodniczącej. Dzięki tej funkcji i powierzonym zadaniom ma szeroki przegląd problematyki związanej z zarzadzaniem kapitałem ludzkim instytucji europejskich. Od listopada 2013 roku jest członkiem zarządu Stowarzyszenia Network PL, które jest organizacją Polaków pracujących w organizacjach międzynarodowych. Celem tego Stowarzyszenia jest m.in. ścisła współpraca z sektorem publicznym i prywatnym w Polsce, wymiana wzajemnych doświadczeń w bardzo szeroko pojętych dziedzinach życia gospodarczego, społecznego, kulturalnego, itd.